Zaczęło się od odwołanego koncertu Bossa w Pradze, a skończyło na odwołanym locie ze Sztokholmu

Kat.: Do poczytania Utw.: 01.08.2024 Mateusz “Sardi” Kardynał i Franek Wieczorek
Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Mateusz Kardynał)Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Mateusz Kardynał)

Zapraszamy do przeczytania wspomnień Mateusza „Sardiego” Kardynała, naszego nowego fanklubowego kolegi, który przyleciał do Sztokholmu na drugi koncert Bruce’a Springsteena i The E Street Band w tym mieście. Traf chciał, że Mateusz w PIT stanął obok rodziny z Polski. 

Okazało się, że to Markos z żoną i synem. Pogawędki w PIT okazały się na sympatyczne, że Mateusz niemal następnego dnia dołączy do Blood Brothers ;) Dodajmy, że wcale nie był to koniec niespodzianek, jakie przyniósł Mateuszowi kilkudniowy pobyt w Szwecji. Więcej o tym napisał w epilogu Franek Wieczorek.

Początkowo ten tekst miałem zatytułować „Bruce Springsteen odwołuje koncert w Pradze, a Sardi po raz pierwszy je renifera”, ale koniec końców renifer okazał się być jedną z bardziej normalnych rzeczy na tym wyjeździe, więc bardziej pasowałoby np. „Bruce Springsteen odwołuje koncert w Pradze, a Sardi przez dwa dni nie może opuścić Szwecji”. Ale po kolei...

Odwołanie majowego koncertu E Street Band w Pradze zaledwie dwa dni przed planowanym wydarzeniem należało do mniej przyjemnych wydarzeń tego roku, zwłaszcza, że miał to być mocno “polski” koncert i wraz z przyjaciółmi byliśmy mocno rozgoryczeni, zwłaszcza, że wyczekiwany od miesięcy koncert miał być naszym pierwszym koncertem Bossa i TESB. No, ale cóż, zdrowia nie przeskoczysz, a koniec końców wyjazd do stolicy Czech (mocno podlany Pilsnerem) mimo smutku był bardzo przyjemnym city-breakiem.

Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Markos)Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Markos)

Ale co z Brucem? Przecież mu nie odpuszczę w tym roku. Zerkam na stronę, patrzę na pozostałe daty, jest Sztokholm, do którego da się łatwo i tanio dostać z Polski. Wybór pada na drugą datę, bo po analizie setlist, zwykle drugi koncert jest ciekawszy. Bilety na koncert i loty kupione, spanie zaklepane. Pozostaje odliczać dni do koncertu.

Dzień przed planowanym odlotem, okazuje się, że właściciel naszego AirBnb nie tylko nie potwierdził pobytu, a jeszcze zwrócił pieniądze na konto, czego mój towarzysz podróży załatwiający nocleg nie zauważył. No nic, pozostało nam znaleźć jakiś zastępczy nocleg w dość przystępnej cenie, co w sumie obaliło na starcie mit horrendalnie drogiej Szwecji.

W środę 17 lipca lądujemy na Arlandzie i pojawił się pierwszy znak, że wyjazd będzie dobry – ludzie w Szwecji są cholernie pomocni i wskażą ci wszystko czego potrzebujesz nawet jeśli pracują dla konkurencji. Wyjeżdżamy z lotniska i udajemy się na małe zwiedzanie połączone z degustacją lokalnych meat ballów - w tym z renifera (całkiem spoko, choć nie rozumiem podniecenia). Na chwilę muszę uciec pod stadion w Solnie żeby wziąć numerek na moim pierwszym roll callu - dostałem nr 587. Powrót do miasta na przepiękny zachód słońca oglądany z Skinnarrviksberget.

Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Mateusz Kardynał)Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Mateusz Kardynał)

W dzień koncertu ponowna wycieczka pod Strawberry Arena na roll call o 10, gdzie dowiedziałem się, że następna zbiórka będzie o 15, więc w czasie wolnym postanowiłem pozwiedzać sztokholmski Skansen połączony z zoo. Tamtejsze renifery patrzyły na mnie wzrokiem jakby chciały mi przekazać, że wiedzą co zrobiłem wczoraj, za co grzecznie przeprosiłem i już żyjemy w zgodzie. Renifery są cool.

O 15 zameldowałem się ponownie pod stadionem na ostatni roll call i zostałem czekając na wpuszczenie nas do PIT. Tam poznałem mnóstwo cudownych ludzi (big shoutout to Mike, see you on the road man!) i około 17 wszyscy zostaliśmy grzecznie, gęsiego wprowadzeni pod scenę. Co miłe, ochrona pozwoliła wszystkim wnieść butelki z wodą, a na płycie stadionu były rozstawione krany do napełniania ich darmową wodą. W Polsce raczej nie do pomyślenia. Zająłem miejsce mniej więcej w 5 rzędzie pomiędzy stanowiskami Stevena i Garry’ego gdzie zupełnym przypadkiem poznałem Markosów i tak w oczekiwaniu na wyjście Bruce’a polską ekipą umilaliśmy sobie czas rozmowami.

O 20:08 zgasły światła i na scenę zaczęli wychodzić członkowie E Street Band. Nie pojedynczo, jak to jest w zwyczaju na tej trasie, tylko szybko, bez nadmiernego przedłużania. Klasycznie na koniec wychodzą Jake, Steven w pirackim kapeluszu, włącza się gigantyczny ekran i pojawia się ON. Człowiek, który swoją muzyką pozwolił mi nie zwariować przez ostatnie, niezbyt przyjemne prywatnie miesiące i pomógł wyjść na prostą - Bruce Springsteen!

Zaczynają od Seeds, po raz pierwszy na tej trasie. Po „I don’t know where I’m gonna sleep tonight” (pierwszy proroczy wers tego wieczoru) odpala się pełna produkcja z wszystkimi ekranami oraz ogromnym oświetleniem, a pod sceną zaczyna się zabawa. Następnie przyszedł czas na kolejne strzały z ery Born in the U.S.A. – „My Love Will Not Let You Down” i nieplanowany na wydrukowanej setliście „No Surrender”. Po morderczym, ejtisowym otwarciu, „Ghosts” i „Letter to You” z ostatniej autorskiej płyty, z czego ten ostatni z napisami w szwedzkim języku (ten sam motyw pojawił się jeszcze później, przy kolejnych utworach z „Letter...”). Nie do końca rozumiem ideę tego rozwiązania i dlaczego pojawia się ono tylko przy wspomnianych numerach, ale ok, niech Bossowi będzie. „The Promised Land” i „Hungry Heart” ze wspaniałą współpracą z publicznością zadowoliły niedzielnych fanów, a jeden z refrenów „Waitin’ on a Sunny Day” został zaśpiewany przez dziecko z pierwszego rzędu jak za dawnych lat (co ciekawe, ten sam chłopiec został wyciągnięty przez Bruce’a w Nijmegen, Wertchter i ostatnio w Bergen...nie ma innych dzieciaków z przodu, czy to ustawka?).

Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Mateusz Kardynał)Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Mateusz Kardynał)

Ale to co najlepsze dla mnie właśnie miało nadejść. Max zaczyna powolny groove, czy to... Tak! „Atlantic City”, czyli pierwsze większe wzruszenie, ten numer grał mi w głowie przy niezliczonych sytuacjach w ostatnim czasie. Przepiękne, emocjonalne wykonanie starszego Bruce’a tylko dodaje powagi temu ponuremu, ale dającego nadzieję kawałkowi. Potem potężne „Youngstown” z genialną shredderską solówką Nilsa Lofgrena. No i najbardziej proroczy (dojdziemy później do wyjaśnienia dlaczego) numer tego wieczoru, czyli „Long Walk Home” zapowiedziany przez Bossa jako „Modlitwa za mój kraj”, co było nawiązaniem do ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych. Następnie jedyny reprezentant drugiej płyty - “The E Street Shuffle” z doskonałą grą E Street Horns i ciekawszym niż w zeszłym roku pojedynkiem perkusyjnym pomiędzy Maxem i Anthonym. Te 3 utwory pojawiły się też na dwóch poprzednich koncertach, co całkiem zaskoczyło biorąc pod uwagę tendencję do zmieniania setów przez Bossa. Ale przecież nie mogłem na to narzekać.

Na stałą obecność „Nightshift” w secie trochę narzekałem, ale matko, co ci wokaliści tam wyprawiają. Curtis King jest obdarzony anielskim głosem, aż szkoda, że to jedyny jego popis w całym trzydziestoutworowym secie. Po coverze Commodores nastąpił najbardziej magiczny moment całego koncertu – Roy Bittan zaczął „Racing in the Street”, zwykle grany na drugich koncertach w danym mieście, także przewidywania z planowania wyjazdu okazały się być słuszne. Już się spodziewałem, że teraz przejdą do autopilota i do końca koncertu poleci to samo co zwykle na tej trasie, ale nie, Steven poszedł po dwunastostrunowego akustyka i ci, którzy jeszcze w miarę funkcjonowali po „Racing…” zostali dobici przez „The River”. Cóż za wzruszający duet utworów, w tamtym momencie byłem w zupełnie innym świecie. Teraz to Bruce wyciągnął akustyka i opowiedział historię o przemijaniu i o tym, że jest „Last Man Standing” ze swojego pierwszego zespołu, a Barry Danielian w tym numerze pomógł Bossowi pięknymi melodiami zagranymi na trąbce, po czym wzruszająca część została zakończona przez potężne „Backstreets”.

Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Markos)Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Markos)

„Because the Night” zaczęło część „imprezową” i hiciarską, którą poprawiło „She’s the One” z popisami Bruce’a na harmonijce i chyba najfajniejszy moment całego show – Springsteen zaczął grać „Wrecking Ball”, ale po chwili przerwał i powiedział „Let’s try something else”. Oddał gitarę technicznemu, naradził się z zespołem i zagrali nieplanowane „I’m on Fire”, po którym wrócili do „Wrecking Ball”, a pod sceną rozkręciła się dobra impreza, poprawiona „The Rising” i chóralnym odśpiewaniem „Badlands”. Na koniec seta poleciało “Thunder Road”, a Bruce zrobił sobie spacer przy barierce i rozdał kilka harmonijek i kostek. Ukłony i zaczynamy bisy. Wraz z „Born in the U.S.A.” na stadionie zostają zapalone wszystkie światła i zaczynamy afterparty. Co chwilę kamera zwraca się w stronę publiczności pokazując bawiących się ludzi. Samograje „Born to Run” i „Glory Days” tylko podkręciły zabawę, która miała swój kulminacyjny moment na „Dancing in the Dark”. Potem przedstawienie całego zespołu i zaczynamy grande finale. „Tenth Avenue Freeze-Out" z archiwalnymi materiałami przedstawiającymi zmarłych E Streetowców, Clarence’a Clemonsa i Danny’ego Federici, długie „Twist and Shout” z wplecioną „La Bambą” i pożegnanie. Na sam koniec pozostał sam Bruce z gitarą i harmonijką i pożegnał się z nami przepięknym zamykaczem z „Letter...” – „I’ll See You in My Dreams”. „We’ll be seeing you!” krzyknął na pożegnanie. Trzymam za słowo, Bruce.

Generalnie na pewno był to najlepszy koncert jaki zobaczyłem spośród tych kilkuset na jakich byłem. Bo kto inny (a tym bardziej po siedemdziesiątce) gra ponad trzygodzinne koncerty, na których nigdy nie wiesz czego do końca się spodziewać? Kto tak bardzo jednoczy ludzi pod sceną, że wśród nieznajomych czujesz się jak z rodziną? Kto inny tak bardzo potrafi trafić do prostego człowieka swoimi tekstami jak Bruce Springsteen?

Dzień po tym koncercie Forbes ogłosił, że Boss stał się piątym muzykiem-miliarderem. I myślę, że nikt tak bardzo nie zasługuje na to jak on. Ciężka praca, długa, konsekwentna kariera i setki wybitnych piosenek. Już dawno mógłby siedzieć w Jersey w kapciach przy kominku i zajmować się wnukiem i końmi. Ale nie, ten człowiek nic nie musząc wciąż nagrywa płyty, gra długie koncerty i „by the end of the set he leaves no one alive”. Nic nie wskazuje na to żeby to były ostatnie lata Bruce’a na scenie, tacy ludzie jak on się nie poddają, nawet w obliczu starzenia się i pojawiających się co jakiś czas problemów ze zdrowiem i z głosem. Pozostaje jedynie żałować, że się pojechało tylko na jeden koncert w tym roku i odkładać pieniądze na przyszły rok. Przełożona Praga będzie na pewno, a coś więcej? Zobaczymy jak ogłoszą daty. I nawet biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło później powtórzyłbym to wszystko jeszcze raz i kolejny raz. Bo tego co doświadczyłem w ten czwartkowy wieczór w Strawberry Arena w Solnie nie da się porównać do niczego innego i było to warte absolutnie wszystkiego. Nawet zamknięcia w Szwecji bez możliwości powrotu do domu przez kolejne 2,5 dnia.

Epilog – Long Walk Home

Następnego dnia po koncercie przeczytaliśmy o globalnej awarii linii lotniczych, ale Wizzair którym mieliśmy lecieć podawał, że loty się normalnie odbywają i jedynie należy przyjść 3 godziny przed odlotem w celu ręcznej odprawy. Pojawiliśmy się więc na Sztokholm Arlanda i dość sprawnie się odprawiliśmy, a jedynym problemem było dwugodzinne opóźnienie naszego lotu do Gdańska, przez co nie mieliśmy szansy na złapanie Flixa do Warszawy. Na szczęście bez problemu anulowaliśmy Flixa i klepnęliśmy pociąg. Jednak około północy na tablicy pojawiła się informacja że lot jest odwołany! Jakiś czas później dostaliśmy też SMSy z tą samą informacją i dopiskiem że dostaniemy jakąś listę praw na maila. Dostaliśmy jedynie link to zmiany daty i godziny lotu. Na infolinii 120 minut czekania. Poszliśmy więc szukać informacji na lotnisku. Postaliśmy trochę w kolejce tylko po to, by dowiedzieć się, że obsłużeni zostaną tylko pasażerowie Ryanaira, a my sieroty z Wizza dostaniemy informację mailowo. Chwilę potem dostaliśmy SMSa, że nasz lot się odbędzie i startuje za 40 minut. Arlanda to spore i rozległe lotnisko, więc szybko idziemy z powrotem w kierunku terminala, ale tam widzimy, że lot wciąż widnieje jako odwołany! Żaden mail nie przychodził, więc po zasięgnięciu informacji u przyjaciół przebookowaliśmy lot na niedzielę 8:00 z oddalonego o 150km lotniska Skavsta oraz klepnęliśmy noclegi w hotelach na lotniskach na obie te noce. O 3:30 poszliśmy spać w hotelu oddalonym 5 km od lotniska Arlanda.

Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Markos)Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Markos)

W sobotę rano wróciliśmy do Sztokholmu i mieliśmy całkiem przyjemny dzień. Piękna pogoda, trochę się co prawda nudziliśmy, bo już większość tego co chcieliśmy było obejrzane, ale i tak było spoko. Sardi żartował, że najlepiej dla nas będzie jak odwołają również niedzielny lot, bo… wtedy dostaniemy wyższe odszkodowanie. W międzyczasie dostajemy telefon od automatycznej sekretarki Wizzair, gdzie informują nas o zwrocie za poniesione przez nas koszty – noclegi, jedzenie i alternatywny lot. Późnym wieczorem przyjechaliśmy flixem na lotnisko Skavsta, ustawiliśmy budziki na 6 rano pewni że już niedługo opuścimy Szwecję. Rano wstajemy i widzimy informację, że nas kolejny lot faktycznie jest odwołany! Na mailu wciąż żadnej informacji o żadnym z lotów. Próbujemy dzwonić na infolinię i o dziwo udaje się dodzwonić. Pani informuje nas, że najbliższy lot jest w… czwartek(!). Mówimy jej że to dla nas zdecydowanie za późno, a ta mówi, że nie może inaczej pomóc. Zapytana o zwrot za poniesione przez nas koszty mówi jedynie, że „możemy złożyć stosowny wniosek i ona inaczej nie może pomóc”. Zapytana w jaki sposób Wizzair chce nam zapewnić pomoc w powrocie mówi jedynie, że może zaproponować ten lot za 4 dni, a po kolejnych pytaniach po prostu się rozłącza!

Z braku lepszego pomysłu dzwonimy do konsulatu gdzie nam mówią, że nie mogą pomóc (ale pani była przemiła!). Na mailu mamy w końcu jakąś wiadomość od Wizza. Jest to ankieta z 6 pytaniami: numer telefonu, czy jesteś już w kraju, czy potrzebujesz pomocy z noclegiem, czy potrzebujesz pomocy z lotem itp. Wypełniamy i oczywiście nie ma już dalszego kontaktu ze strony przewoźnika. Był to też wciąż jedyny kontakt z ich strony. Co ważne w mailu było podkreślone, że awaria ich systemu informatycznego to „okoliczności niezależne od przewoźnika”. Pewnie próbowali się w ten sposób wykręcić z gwarantowanego przez przepisy UE odszkodowania. Jedyne co nam pozostało to sprawdzić loty na własną rękę. Praktycznie wszystko było wyprzedane i pozostał nam jedynie LOT za 1300 zł od osoby. Bookujemy więc i jedziemy z powrotem Flixem na Arlandę (2h drogi). Lot LOT-em zaliczył 40 minut opóźnienia, ale najważniejsze, że w końcu wróciliśmy do Polski. 45 godzin i 2200 zł później.

Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Markos)Bruce Springsteen & The E Street Band - Sztokholm 18.07.2024 r. (fot. Markos)
Odsłony: 843